eKsiazki.org Twoje centrum wiedzy o ePapierze i eBookach

29cze/10Wyłączony

Polskie wojny PIKowe

Polska Izba Książki - PIK Tym razem chcielibyśmy zaproponować Wam trochę inny artykuł, nie traktujący bezpośrednio o eCzytnikach, ale o pewnej polskiej organizacji - PIK. Jak podaje Wikipedia, PIK to:

Polska Izba Książki - ogólnokrajowa organizacja samorządu gospodarczego zrzeszająca zarówno wydawców jak i księgarnie, hurtownie książek, drukarnie a także wszelkie przedsiębiorstwa powiązane z rynkiem książki - powstała we wrześniu 1990 roku.

Została powołana w celu reprezentowania i ochrony interesów branży wobec organów państwowych, innych organizacji krajowych i zagranicznych oraz na tworzenie dogodnych warunków rozwoju produkcji wydawniczej, i rozpowszechniania książek.

W ramach PIKu działa SPE, o której ostatnim zebraniu pisaliśmy niedawno. Tym razem Łukasz Gołębiewski, przewodniczący SPE, na ramach swojego portalu rynek-ksiazki.pl, opublikował przemyślenia na temat PIKu.

Artykuł ostro krytykuje działania (lub ich brak) Piotra Marciszuka, szefa Polskiej Izby Książki. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie pewne dość kontrowersyjne tezy, które prezentujemy niżej:

W świetle zmian jakie niesie digitalizacja gwałtownie potrzebujemy zmian w ustawie o prawie autorskim. Bardzo się cieszę, że powstał zespół roboczy i że weszła do niego osoba najbardziej kompetentna – Włodzimierz Albin. Zmiany w ustawie o prawie autorskim powinny być przygotowane we współpracy z innymi organizacjami, w tym przede wszystkim ZAiKSem i organizacjami zbiorowego zarządzania reprezentującymi twórców, zapewne także we współpracy z Izbą Wydawców Prasy i innymi organizacjami nadawców, choć te zazwyczaj mają osobne akty prawne regulujące ich działalność (np. prawo prasowe). Jest wiele postulatów zmian w prawie autorskim, także w rozporządzeniach wykonawczych (np. wysokość opłat z tytułu reprografii, brak objęcia rozporządzeniem ministra kultury providerów internetu i operatorów telefonii komórkowej, choć wiadomo, że internet to „największa maszyna do kopiowania”). Uważam, że w możliwie najkrótszym czasie zespół ds. prawa autorskiego powinien zebrać głosy członków PIK (wciąż nie ma forum internetowego, a zatem najkrótszy czas może się niepotrzebnie wydłużyć, taki jednak budżet i takie cele zostawiała po sobie poprzednia Rada PIK). Następnie trzeba zacząć dwutorowe prace – z jednej strony oddać zebrane postulaty w ręce prawników, żeby zamienili je na język konkretnych paragrafów (tu potrzebne będzie dodatkowe finansowanie, co warto już uwzględnić zmieniając budżet na 2010 rok), z drugiej strony przedstawić nasze postulaty innym środowiskom twórczym i zaproponować wspólne stanowisko. Najlepiej jeśli od początku do końca będziemy koordynować te prace jako strona inicjująca a także współfinansująca przygotowanie nowej ustawy i jej lobbing w mediach oraz wśród parlamentarzystów.

Szukanie pomocy w ZAiKSie, któremu ponoć grozi bankructwo i który był wielokrotnie krytykowany przez opinię publiczną, nie wydaje się dobrym pomysłem (i tak samo było przy okazji komunikatu po spotkaniu SPE - czyżby pan Gołębiewski uwielbiał tę organizację?). Najbardziej jednak krzywdzące w tym fragmencie jest sprawdzenie Internetu do roli "największej maszyny do kopiowania". Czy wydawcy potrafią jedynie dostrzegać zagrożenia, całkowicie ignorując nadarzające się okazje do zysku? Czy środowisko to jest już tak skostniałe, że nie jest się w stanie zmienić, więc będzie próbować się ratować hamując nieunikniony postęp? Czy naprawdę wszystko w dzisiejszym świecie trzeba czym prędzej zamieniać na "język konkretnych paragrafów", by wprowadzać kolejne ograniczenia?

Dalej poruszana jest kwestia egzemplarza obowiązkowego. Kiedyś oburzaliśmy się, gdy słyszeliśmy, że wydawcy chcą lobbować za zmniejszeniem ilości egzemplarzy, jakie są zobowiązani oddać (a do tego słyszeliśmy, jak często się z tego obowiązku nie wywiązują). Jednak słowa pana Gołębiewskiego są znacznie bardziej przerażające:

Mam nadzieję, że kierunek działań jest już przesądzony. Zamiast wikłać się w jałowe negocjacje dotyczące liczby egzemplarzy obowiązkowych czy też zamiany papierowych na elektroniczne, domagajmy się refundowania przez państwo kosztów e.o. Mamy w tej sprawie poparcie bibliotek, korzystajmy, że możemy działać razem. Egzemplarzy obowiązkowych może być i 50, jeżeli będziemy mieli na nie refundację. Nie ma zgody środowiska na egzemplarz elektroniczny. Konkretna grupa robocza – i konkretne negocjacje z ministrem finansów i ministrem kultury.

Wydaje się nam to jawnym zamachem na instytucję egzemplarza obowiązkowego. Jeśli dla wydawców zbyt dużym wydatkiem jest udostępnienie kilkunastu kopii swoich wydań, czemu nie zdecydują się na zmniejszenie ilości fizycznych kopii, jednocześnie oferując nie kosztujące ich przecież ani grosza kopie elektroniczne? Pomysł refundowania e.o. z budżetu państwa jest tak irracjonalnym, że nie znajdujemy dla niego żadnych słów. Jakże wspaniałomyślnym gestem jest zgoda i na 50 e.o., gdy są one refundowane. Jesteśmy pod wrażeniem, szanowni wydawcy.

Cały artykuł kończą niezwykle optymistyczne słowa:

Aby przetrwać nie możemy być Izbą malkontentów. Zmiany technologiczne, idące w ślad za nimi ogromne zmiany biznesowe, wymagają patrzenia w przyszłość.

Mamy nadzieję, że PIK to marzenie urzeczywistni - że wreszcie należne im miejsce zajmą wśród książek papierowych ich elektroniczni koledzy (tak eKsiążki, jak i książki audio) - a wydawcy przestaną robić wszystko, by powstrzymać ich rozwój w naszym kraju.

Jesteśmy ciekawi, jak Wy postrzegacie słowa pana Gołębiewskiego. Zdajemy sobie sprawę, iż wydawców zdanie nasze i Wasze - jako czytelników i ich klientów - obchodzi mniej niż zeszłoroczny śnieg, ale chcielibyśmy usłyszeć Wasz głos w tej dyskusji, bowiem nadchodzące zmiany mogą mieć wpływ na nas wszystkich. Zapraszamy do dyskusji na forum.

Zakres tematyczny: Informacje Komentarze wyłączone
Komentarze (0) Trackbacki (0)

Przepraszamy, w chwili obecnej komentarze są wyłączone.

Brak trackbacków.