eKsiazki.org Twoje centrum wiedzy o ePapierze i eBookach

31gru/10Wyłączony

2010 rokiem elektronicznych zabawek

Koniec roku to oczywiście czas podsumowań. Można zrobić to jak Mori kilka godzin temu, można też podsumować jednym stwierdzeniem: rynek eksiążek w Polsce jest na etapie elektronicznych zabawek.

Takie określenie padło z ust prowadzącego audycję w radiowej „Trójce”, gdy ktoś wspomniał o elektronicznej formie książki. Cała dyskusja dotyczyła dofinansowania bibliotek w dobie internetu, ale uczestnicząc w niej za pomocą facebooka, nie mogłem po prostu nie nadmienić o nieuniknionej przyszłości czytania – eksiążkach właśnie. Przyszłości pewnej i nieuniknionej, jak to, że za kilka lat Wasz komputer będzie nadawał się jedynie do pisania na nim tekstów w notatniku. Wracając do rzeczonej audycji: przyznam, że czułem się strasznie rozżalony i rozczarowany iż żadne z moich zdań nie trafiło do audycji – a jak prowadzący wspomniał w końcu o elektronicznych książkach – to zrobił to tylko w sposób co najmniej dyskusyjny, nazywając urządzenia do odczytywania eksiążek „elektronicznymi zabawkami”.

Z początku takie nazwanie eczytników mnie oburzyło, potem zdałem sobie jednak sprawę z tego, że ludzie po prostu nie wiedzą co to jest epapier. Dla nas – ludzi siedzących w temacie od roku, dwóch albo i trzech (lub kilkunastu, jeśli liczyć same ebooki) – zwrot „e-ink” jest oczywisty i kojarzy się z urządzeniem umożliwiającym elektroniczne czytanie bez męczenia oczu. Wiemy też, że urządzenia te cały czas tanieją i niedługo – być może już w 2012 albo 2013 roku - będziemy mieć w Polsce cyfrową rewolucję. Cóż jednak nam z naszej wiedzy przychodzi, skoro większość ludzi kupujących książki nie ma o tym zielonego pojęcia.

We wspomnianej dyskusji radiowej powtarzają się od lat znane slogany tradycjonalistów: „[Czytanie] to dotykanie kolejnych stron, zapach papieru... E-booki to nie to samo.” lub „Książkę mogę czytać zawsze i wszędzie, a ibook? rozładuje się i co potem?!”, czy też „w kwestii ebookow to takiemue bookowi nie zrobie notatek na marginesie nie wpisze dedykacji zeby dac przyjacielowi w prezencie”. Pojawiły się też - absurdalne moim zdaniem - zarzuty o nieekologiczność ebooków: „urządzenia do e-booków wcale nie są ekologiczne, po 2-3 latach wyrzuca się je i zastępuje nowymi, tak jak telefony komórkowe, a każde urządzenie elektroniczne trudniej jest poddać recyclingowi niż zwykłe papierowe książki.„

Wszystko to są zarzuty stare i bez wyjątku do odparcia:

- prąd: bez niego wieczorem również nie przeczytamy książki papierowej, podejrzewam zresztą, że w czasie ciemności ludzie znajdą ciekawsze rzeczy do robienia niż czytanie – chociażby ratowanie jedzenia z lodówki lub organizowania sobie noclegu w ciepłym domu. Jeśli to nikogo nie przekonuje, to muszę dodać, żę eczytniki są bardzo energooszczędne, a nie wykluczone, że pojawią się modele, których baterie będą ładowane przez światło słoneczne. Ale znów – ludzie o tym nie wiedzą ponieważ utożsamiają „elektroniczną zabawkę” ze żrącym masę prądu tabletem, czyli nieświadomie powielają wizerunek, który wcisnął im marketing Apple’a, a który również podchwyciły wszelakie media.

- „czucie książki” – czyli „ja wolę papierowe książki bo chcę ważyć je w ręku, czuć ich zapach i słyszeć szelest przewracanych stron”. To chyba jeden z najczęściej słyszanych zarzutów względem eksiążek. Wprawia mnie w zadumę ilu z wypowiadających się tak ludzi zmienia zdanie po przeczytaniu pierwszej książki na eczytniku oraz ilu z nich nigdy na nim nie czytali, a wypowiadają się w tej sprawie.

- nieekologiczność eczytania. Zarzut tak śmieszny, że niewarty odpowiadania. Wystarczy sobie uświadomić z czego robione są kartki w książkach i ile mniej zaszkodzimy środowisku trzymając, przewożąc, przetwarzając i produkując książki wirtualnie – w dodatku za pomocą już istniejącej infrastruktury.

Nie tylko radiowa Trójka i jej słuchacze nie wiedzą nic o eksiążkach. Widać to nawet na takim portalu jak Wykop.pl, którego typowym użytkownikiem jest człowiek młody (15-35 lat), znający się na nowinkach technicznych – czy, jak to określono w badaniu tego serwisu „bardziej kompetentny niż przeciętny użytkownik polskiego internetu”, mający średnie i wyższe wykształcenie, a więc z pewnością czytającym również książki. I cóż Ci wykopowicze, owi „bardziej kompetentni” wiedzą o eczytnikach? Świetnie obrazuje to jeden z linków umieszczonych na tym serwisie kilka dni wstecz. Jest to zwykły komiks wyśmiewający eksiążki jako formę czytania - ot, taka ironia skierowana na sposoby marketingowe firmy Barnes & Noble (producenta eczytnika Nook). Mnie bardziej zaciekawiły jednakże komentarze wykopowiczów pod tym mini-komiksem. Nie będzie zaskoczeniem, jeśli powiem, że powtarzają się dokładnie te same zdania i błędne kojarzenie, co wspomnianej audycji radiowej. Wybrałem tylko najczęściej plusowane komentarze, a więc te, których wydźwięk podziela największa liczba wykopowiczów:

Komentarz nr 1 - "A książka? Zapach, faktura..." + "Nie miałem ebooka nigdy"...

Komentarz nr 2 - "Ale jeśli idzie o fabułę - druk rządzi." - faktycznie, w elektronicznej wersji książki fabuła jest inna...

Komentarz nr 3 - "Logika podpowiada mi, że nie dam rady przeczytać gdzieś po drodze kilku książek - jedna starcza..." - tak jakby na wakacje się brało jedną książkę. Pomijam już fakt, że czasami człowiek czyta więcej niż jedną naraz. "czytanie książek z innej powierzchni niż papier to dla mnie tak jak oglądanie filmów na telefonie komórkowym ;)" - moim zdaniem błędne porównanie. Komentujący powinien porównać oglądanie filmów z jakiegokolwiek ekranu do oglądania świata swymi oczyma. Ale również szanuję jego zdanie.

Komentarz nr 4 - drugi najbardziej klasyczny przykład utożsamiania eksiążki ze świecącym ekranem.

Prezentując te komentarze nie chcę w żadne sposób piętnować ich autorów. Chcę jedynie wskazać Wam ile te opinie zebrały plusów - a więc poparcia innych ludzi w serwisie. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że wykop to nie całość społeczeństwa ani też jego idealne odzwierciedlenie, zwłaszcza specyficznej społeczności czytelników. Niemniej jednak przypominam: są to najlepiej plusowane wypowiedzi, a zatem wychodzi na to, że na jednej z najlepiej "uświadomionych technicznie" stron w polskim internecie, ludzie nie wiedzą kompletnie nic o eczytnikach i technologii e-ink. Jeśli oni nie wiedzą, to kto inny może wiedzieć?

Nie chcę tutaj podejmować się głębszej analizy przyczyny takiego stanu rzeczy – czy jest to spowodowane niskim rozwojem technicznym ogółu naszego społeczeństwa, czy też może czekającą nas dopiero zmianą pokoleniową (czyżby eczytanie przyjęło się dopiero u Polaków urodzonych w latach 90.-tych?) – nie jest to miejsce i czas na rozważania tego typu. Chciałem jedynie tym wpisem zasygnalizować problem, a jeśli będzie czas i chęci, to postaramy się dla Was ten temat zgłębić jeszcze bardziej.

Tymczasem, jeszcze raz na koniec powtórzę: dla statystycznego Polaka, nawet tego „bardziej  kompetentnego technicznie niż przeciętny użytkownik internetu”, technologia e-inku jest kompletnie nieznana! W jaki sposób eClicto, Empik czy Gandalf chcą przyciągnąć klientów, gdy świadomość samej technologii jest niemal zerowa? A może chcą pójść w ślady Woblinka, sprzedającego eksiążki jedynie na świecące iPady (i wkrótce również tablety na Androidzie)? Bez jakiejś zmasowanej akcji uświadamiającej klientom dlaczego e-ink jest taki dobry, synonimem eksiążki dla statystycznego Kowalskiego–czytelnika – pozostanie nadal świecący ekran monitora LCD i łzawiące oczy.

Nie mógłbym zatem w tym momencie życzyć wszystkim niczego innego, jak (nomen omen) oświecenia polskiego społeczeństwa, w nadchodzącym - 2011 roku.

Kell

Zapraszam do komentowania wpisu na naszym forum.

Komentarze (0) Trackbacki (0)

Przepraszamy, w chwili obecnej komentarze są wyłączone.

Brak trackbacków.